Już jesteśmy po naszej ,,wielkiej'' wyprawie! :D
O 9.32 miałysmy autobus, a z powrotem o 13.36.
Kamie raczej się podobało, mi też. Połaziłyyyśmy, poleżałyśmyyyyyyy. Było ok.
Kama do wody weszła raz,a le za to jak:D
Wlazła po patyk, ale szła jak połamana, jakby nie chciała dotknąć wody:P
Większość czasu obok wody przeleżała to na piasku to na trawie!
W lasku trochę pobiegała, a na polanie leżała obok mnie i wlatywała co troche do lasu.
Jestem z niej dumna, bo bardzo się mnie pilnuje!
Spotkałyśmy również baaaardzo natrętnego psiaka. Otóż, gdy szłyśmy do lasku przyczepił się do nas piesek (jeszcze szczeniakowaty) jack russel terrier, bez właściciela. Kama na początku pobawiła się z nim, ale później nie miała już ochoty, a ten cały czas za nią lazł. Warczała na niego, a ten nic! Dopiero po jakichś 10 min. przyszli po niego właściciele. Przeprosili mnie i mówili do siebie, że muszą załatać tą dziurę w płocie (!).
Czekajcie czy tylko ja nie rozumiem? Wiedzieli, że maja dziurę w płocie, a wypuszczali psa?
Klamcia podróż autobusem zniosła dobrze. Za pierwszym razem nie chciała siedziec przy mnie tylko chodzić po autobusie, ale jej nie pozwolilam i trzymałam siłą. Za drugvim razem była grzeczna!
To będzie na tyle. Nie dodam zdjęć, ponieważ przez google+ nie mogę przesłac:(
Spróbuję później lub jutro.
Pozdrawiamy.